Agata
Obudziłam się znów przed
Gregorem. Zdawało mi się, że zaczynała to być norma. Wolałabym się wysypiać,
ale nie mogłam nic na to poradzić, że noce kończyły się u mnie nieco wcześniej.
O dziwo, nie czułam mdłości, więc postanowiłam zostać w łóżku. Spojrzałam na
chłopaka i na moje usta wkradł się uśmiech. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego przytrafiło mi się takie szczęście. Dlaczego miałam przy sobie mężczyznę, który
kochał mnie i nasze nienarodzone jeszcze dziecko. Pogładziłam swój brzuch, na razie był
prawie płaski, ale wiedziałam, że z każdym tygodniem będzie coraz większy. Nie
miałam pojęcia jak długo się wpatrywałam w Grega. Studiowałam każdy zakątek
jego twarzy oraz odsłoniętego ciała.
- Długo się mi przyglądasz? –
zapytał nadal mając zamknięte oczy.
- Wystarczająco długo, żeby
upewnić się, że się nie ślinisz – zaśmiałam się i złożyłam na jego ustach
pocałunek, który od razu pogłębił. – Jak się spało?
- Doskonale – wyszeptał wprost w
moje usta.
Przytuliłam się do niego i
zaczęłam błądzić dłonią po jego ramieniu. Brunet objął mnie w pasie jedną ręką,
a drugą gładził mnie po włosach.
- Kocham cię – powiedział w
pewnym momencie przerywając ciszę.
- Lubię, kiedy wyznajesz mi
miłość – uśmiechnęłam się szeroko. – Czuję się wtedy tak cholernie dobrze –
przygryzłam wargę.
- I dobrze – cmoknął mnie we
włosy. – Kochanie? Chciałabyś być ze mną na zawsze?
- Co to za pytanie? Oczywiście,
że bym chciała – spojrzałam w jego oczy. – Będę i nawet nie ma szans, żebyś się
mnie jakoś pozbył.
- Nie będę rozpaczał.
Simon
Ostatnie dni pozwoliły emocjom
opaść i wszystko powoli wracało do normy. Cieszyło mnie to, że i Jana wydawała
się dojść do siebie po wydarzeniach ostatniego czasu. Siedzieliśmy właśnie przy
śniadaniu, które jak zwykle trwało niewiele ponad dziesięć minut, bo utrzymać
Theo przy stole to był cud. Zastanawiało mnie skąd mu się to wzięło, ja
podobno, kiedy byłem mały jadłem bardzo dużo i będąc takim małym brzdącem jak
mój syn byłem dużo grubszy. Theodore był wręcz kościsty, ale póki nie chorował
było dobrze. Może po prostu miał być taki?
- Gregor jest przeszczęśliwy –
powiedziała moja żona, biorąc małego na ręce. – Nadaje się na ojca. Sama
widziałam jaki opiekuńczy jest w stosunku do Theo. Poza tym stracił głowę dla
Agi.
- Czyli uważasz, że jest lepszy
niż ja? – zażartowałem.
- Gdybym była młodsza…
- Ej! – powiedziałem oburzony,
chociaż nie wyszło jak powinno, bo po chwili się zaśmiałem.
- Ciebie kocham, czubku –
cmoknęła mnie w czoło. – To z tobą mam najśliczniejsze dziecko.
- Dobre geny, a jak!
- Mam nadzieję, że mówisz o moich
– zaśmiała się i posadziła naszego syna na podłodze wśród zabawek. Kiedy
wróciła do mnie, usiadła na moich kolanach, wciąż obserwując małego.
- Myślisz, że im się uda? –
zapytałem, gładząc jej policzek. – Są przecież młodzi.
- Nie zadręczaj się – powiedziała
z troską. – Poradzą sobie, a poza tym mają nas. Ja z wielką chęcią pomogę. Sama
wiem jak człowiek wariuje, będąc w ciąży.
- Właśnie – zacząłem, nie wiedząc
jak powiedzieć to o czym myślałem. Nie chciałem jej zranić ani urazić. –Jak… No
wiesz…
- Jest dobrze. Nigdy o tym nie
zapomnę, ale przecież nie zawiniłam. Może za rok, albo dwa postaramy się o drugie
dziecko? To co się wydarzyło pozostanie tylko wspomnieniem.
- Tak bardzo cię kocham –
szepnąłem i pocałowałem ją namiętnie. Szybko musieliśmy przerwać, bo Theo
zdenerwowany brakiem zainteresowanie rzucił misiem w naszą stronę.
Gregor
- Aga… Musisz jechać? – zapytałem
moją dziewczynę po raz setny. Wiedziałem, że ją tym denerwowałem, ale nie
chciałem, żeby wyjeżdżała. Miała dobre zamiary, chciała pogodzić się z matką
oraz powiadomić ją o ciąży, ale bałem się o nią. Nie chciałem, żeby stała się
jej krzywda. – Może pojadę z tobą?
- Gregi – westchnęła. – Dam sobie
radę, przecież nic mi się nie stanie, a ty też musisz porozmawiać ze swoimi
rodzicami, pamiętasz? Tylko masz to zrobić, obiecaj.
- Porozmawiam, obiecuję. Tylko,
że wiesz jak to się skończy… Kłótnia, awantura. Stwierdzą pewnie, że nie nadaję
się nawet do związku.
- Przestań – złapała mnie za
dłonie. – Będzie dobrze, zobaczysz. Wrócę zanim się obejrzysz.
- Najchętniej nie wypuszczałbym
cię nawet z objęć – przytuliłem ją do siebie. – Nie zapomnij tam o mnie i nie
znajdź sobie innego.
- Jesteś czubkiem – zaśmiała się
i pocałowała mnie. – Musimy stawić czoło naszym rodzicom. Nie zapomnę, skoro
mam w sobie cząstkę ciebie – uśmiechnęła się.
- Nawet nie wiesz jak się z tego
powodu cieszę.
Pocałowałem ją zachłannie, a
kiedy oddała mi się, uśmiechnąłem się triumfalnie. Pociągnąłem ją do siebie,
badając każdy centymetr jej ciała dłońmi.
- Nie teraz – odsunęła się ode
mnie i spojrzała przepraszająco.
- Aguś, no
- Nie Agusiuj mi tu. Nie mamy na
to czasu teraz – westchnęła i się zaśmiała. – Gregor no, nie patrz tak na mnie.
- Jak? – zapytałem uśmiechając
się szeroko.
- Ty już wiesz jak. Muszę się spakować,
więc mnie nie rozpraszaj.
- Ja cię rozpraszam? – dotknąłem jej
policzka dłonią. – W jaki sposób? – przejechałem kciukiem po jej dolnej wardze.
- Uduszę cię
Agata
Kiedy tylko znalazłam się w
Polsce, poczułam dziwny ucisk. Bałam się, jak nigdy dotąd. Chciałam, żeby
wszystko jakoś się ułożyło, żebym pogodziła się z mamą. Byłam pewna, że to co
się stało wcześniej nie miało mieć takich konsekwencji. Ba! Byłam święcie
przekonana, że to nie tak miało wyglądać i to nie tak miało się skończyć.
Wiedziałam, że w czasie ostatnich dni w domu byłam złą córką, ale miałam
nadzieję, że rodzicielka mi to wybaczy.
Nasze mieszkanie wydawało się
obce, jakbym już tam nie pasowała. Chyba po części była to prawda. Przecież
teraz moim miejsce było w Szwajcarii, u boku Gregora.
Kiedy stałam pod drzwiami
mieszkania numer osiem, denerwowałam się okropnie. Przyłożyłam dłoń do
drewnianych drzwi i zapukałam. Z każdą chwilą zastanawiałam się czy robiłam dobrze.
- Aga? – nawet nie zauważyłam,
kiedy drzwi się otworzyły, a w nich stanęła moja matka. Spojrzałam na nią,
wyglądała na zdziwioną. Na pewno się mnie nie spodziewała. – Córeczko…
Nawet nie spostrzegłam, kiedy
znalazłam się w matczynych ramionach. Tak bardzo za tym tęskniłam, w tamtym
momencie byłam pewna, że ona też.
- Przepraszam, mamo –
powiedziałam, kiedy siedziałyśmy już w kuch przy stole. Przede mną stał mój ulubiony
niebieski kubek w białe kropki z najlepszą herbatą pod słońcem. – Za to co
powiedziałam. Nie chciałam tego, ale byłam zła. Zła, że tyle lat ukrywałaś
przede mną prawdę.
- Chciałam cię chronić. Byłaś za
młoda, żeby dowiedzieć się, a później… Jakoś wyszło, że nic ci nie mówiłam –
spuściła wzrok. – Poznałaś już Henricha?
- Tak – uśmiechnęłam się. – Jest
całkiem zabawny, polubiłam go. Och i Ciocia Margit! Cóż za cudowna kobieta.
- Zostaniesz tam? – zapytała po
chwili. – Czy wrócisz do domu?
- Nie wrócę, nie mogę –
automatycznie położyłam dłoń na brzuchu. – Wszystko się zmieniło.
- Wiem, że zachowałaś się
okropnie, ale córuś…
- Nie – przerwałam jej.
Zacisnęłam powieki. – Nie mogę i nie ma związku z tobą.
- Coś się stało? – zapytała z
troską. Wtedy zrozumiałam, że to już czas.
- Mamo… ja jestem w ciąży.
Simon
W moim związku było coraz lepiej.
Mógłbym nawet pokusić się o stwierdzenie, że lepiej niż jakiś czas temu. Może i
beznadziejnie i okropnie to zabrzmi, ale chyba potrzebowaliśmy z Janą jakiegoś
kryzysu, czegoś co uświadomi nam siłę naszej miłości. Zdawało się, jakbym kochał
ją każdego dnia coraz mocniej. Może to beż po części zasługa Agaty? Nie miałem
pojęcia, ale było dobrze, a nawet bardzo.
Kiedy wieczorem wszedłem do
sypialni moja żona właśnie wchodziła do łóżka, a kiedy mnie zauważyła
uśmiechnęła się szeroko. Uwielbiałem widywać ją taką.
- Promieniejesz, wiesz? –
powiedziałem, kładąc się pod kołdrę. Jana pokręciła głową ze śmiechem i
przytuliła do mnie. Cmoknąłem ją we włosy i objąłem.
- Jestem po prostu szczęśliwa.
- Też jestem szczęśliwy –
złapałem jej dłoń i ucałowałem wnętrze. – Chyba potrzebowaliśmy takiego
kopniaka od życia.
- Szkoda tylko, że niewinny
maluszek musiał być tego wszystkiego ceną – powiedziała gładząc moje ramię. – Chciałabym,
żeby pewnego dnia pojawiła się w naszym życiu mała księżniczka. Bylibyśmy wtedy
idealną rodziną.
- Nie ma ideałów.
- Idealną dla mnie, lepiej? –
uśmiechnęła się. – Zawsze musisz dorzucić swoje pięć groszy, inaczej nie byłbyś
sobą?
- Po co pytasz, skoro wiesz? –
zaśmiałem się.
- Simon… - podniosła głowę i
spojrzała mi w oczy. – Dziękuję, że mnie zrozumiałeś i zadowalałeś się tym co
mogłam ci dać…
- Przecież mówiłem ci
- Nie przerywaj mi – podniosła się
do pozycji siedzącej. – To wiele dla mnie znaczy. Cieszy mnie to, że zależy ci
na tym co czuję i jak się czuję. Dlatego chcę ci powiedzieć, że… - mówiła
wolno, wciąż wpatrując się w moje oczy, do tego coraz bardziej się nade mną
nachylała. – Chcę… Pragnę i potrzebuję cię. Teraz.
Sekundę później poczułem jej
wargi na moich. Och, cóż to było za cudowne uczucie. Przyciągnąłem ją do
siebie, całując i błądząc dłońmi po jej plecach. Czułem się jakby to był nasz
pierwszy raz. Potrafiła obudzić we mnie pożądanie w mgnieniu oka. Ledwo
zdołałem się od niej odkleić.
- Jesteś pewna?
- Jak tego, że jesteś miłością
mojego życia. Chcę – odpowiedziała.
To mi wystarczyło, żeby chwilę później włożyć dłonie pod jej koszulkę, wciąż całując jej rozgrzane usta. Przekręciliśmy się, tak że leżała na poduszkach, a ja schylałem się nad nią. Przeniosłem swoje usta na jej szyję, a później złapałem za koniec jej koszulki i ściągnąłem ją z niej. Jęknąłem widząc jej nagie piersi. Całowałem każdy milimetr jej ciała. Była idealna, idealna dla mnie. Niedługo po tym oboje byliśmy nadzy. Kiedy tylko wszedłem w nią, usłyszałem znajomy jęk. Złączyłem nasze usta, napawając się chwilą.
Gregor
- Jesteś kompletnym kretynem i
nieudacznikiem – krzyknęła moja matka, kiedy znajdowałem się w domu, w którym
dorastałem. Powiedziałem wszystko, bo nie miałem zamiaru udawać kochanego syna.
Przecież oni mnie nie znosili i krytykowali na każdym kroku, wypominali każdy,
nawet najmniejszy błąd. – Jak ruchasz wszystko co się rusza to tak kończysz.
Pewnie przeleciałeś jakąś dziwkę, która puszcza się z każdym.
Tego było za wiele. Zniósłbym
wszystko. Każde oszczerstwo wypowiedziane w moim kierunku, ale kiedy
powiedziała, że Agata była dziwką, miałem dosłownie ochotę ją uderzyć.
- Nie waż się tak o niej mówić! –
krzyknąłem, co zdziwiło kobietę, która wydała mnie na świat. – Nie masz prawa
tak o niej mówić! Chciałem się z wami pogodzić, chciałem, żebyśmy byli rodziną,
ale wy… Wcale nią nie jesteście i nigdy nie będziecie! Obcy ludzie są mi bliżsi
niż ci, który mnie spłodzili. Jest mi was żal, dusicie w sobie stare uczucia.
Nie moja wina, że Gabi zmarła! Nie byłem winny! Nikt nie był. Powinniście mnie
wspierać i wtedy i później! Dla was od dawna byłem problemem, co? Z chęcią
oddalibyście mnie do Domu Dziecka, ale co by pomyśleli sąsiedzi!? Wiecie co? Rzygać
mi się chce jak na was patrzę. Wychodzę i mam nadzieję, że nie będę musiał znów
tu przychodzić.
Wybiegłem, trzęsąc się ze złości.
Jak oni mogli? Jak ona mogła? Nie byli już moją rodziną. Nie miałem rodziny.
- Co ja pieprzę? – szepnąłem do
siebie.
No tak. Miałem rodzinę, Agatę,
nasze dziecko, Simona, Janę i Theodore’a. Teraz oni byli najważniejsi.
____________________
Nawet nie wiecie jak dziwnie się czuję, że już za chwilę zakończę to opowiadanie.
Kto nie lubi matki Gregora? Kto jest ciekawy reakcji matki Agaty?
Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo w sumie trochę się męczyłam przy tym rozdziale.
Tzn. podoba mi się nawet. :D
Zapraszam też na dwójkę do
Killiana i Vivienne.
Do następnego, buziaki :*