poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział dwunasty

Simon

Obudziłem się w środku nocy, kiedy Jana mną szarpała. Wyglądała na przerażoną, więc szybko się ocknąłem. W sypialni panował półmrok, udało mi się jedynie dojrzeć jej twarz oraz dłoń na której była krew. Wyleciałem z łóżka jak oparzony i zapaliłem światło. Spojrzałem na żonę, której uda i krocze było zakrwawione. Przestraszyłem się nie na żarty. Co się stało? Podszedłem do niej, była blada.
- Zadzwoń po karetkę, proszę – wyszeptała, głęboko oddychając. – Kochanie, ja chyba poroniłam. Chyba byłam w ciąży.
Zamarłem. W ciąży? Jakiej ciąży? Spojrzałem na nią, nie wiedząc co powiedzieć.
- Proszę, Simon. Zadzwoń – poprosiła mnie.
- Zawiozę cię
- Nie, ktoś przecież musi zostać z Theo – powiedziała ledwo słyszalnym głosem.
Nic nie odpowiedziałem, tylko złapałem za telefon i wybrałem numer alarmowy. Strasznie się bałem. Może dla niektórych to była głupie, ale naprawdę byłem przerażony. Nic takiego wcześniej się nie zdarzyło i miałem nadzieję, że już nigdy nie będę musiał widzieć Jany w takim stanie.


Gregor

Kiedy się obudziłem, obok nie było Agaty. Zdziwiłem się, bo przecież zawsze to ja wstawałem najwcześniej ze wszystkich. Zastałem ją w kuchni, gdzie siedziała przy szklance wody. Wyglądała na zmartwioną. Kiedy usiadłem na krześle obok niej, dopiero mnie zauważyła. Nic nie powiedziała, tylko się we mnie wtuliła. Pogładziłem jej włosy i pocałowałem w czoło.
- Co się stało? – zapytałem po pewnym czasie. Aga ciężko westchnęła i odsunęła ode mnie.
- Jana jest w szpitalu – powiedziała i wzruszyła ramionami. – Właściwie więcej nie wiem. Simon był przerażony i nie mogłam od niego nic wyciągnąć.
- Wszystko na pewno będzie dobrze – powiedziałem i złapałem za jej dłoń. – Chcesz tam jechać?
- Najpierw musiałabym zadzwonić do Simona.
- To dzwoń – pocałowałem ją. – Ja w tym czasie się ubiorę.
Wróciłem do sypialni. Zastanawiałem się co się stało, bo przecież poprzedniego dnia była tu i wszystko było w jak najlepszym porządku. Miałem jednak nadzieję, że nic poważnego się nie stało. Kiedy się przebierałem, do pokoju weszła Aga i zlustrowała mnie wzrokiem. Uśmiechnęła się i rzuciła mi jakąś koszulkę.
- Ubieraj się i chodź na śniadanie. Potem pojedziemy, dobrze?


Agata

Zaraz po śniadaniu, wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy do szpitala, w którym przebywała Jana. Strasznie się o nią martwiłam, ale niestety Simon był na tyle przerażony, że nie mogłam od niego nic wyciągnąć. Kiedy zadzwonił, budząc mnie i powiedział co się działo, od razu się rozbudziłam.
Gdy tylko zjawiliśmy się na miejscu, na korytarzu czekał na nas Ammann z synem na rękach. Od razu go od niego zabrałam. Pewnie już i tak długo z nim tak siedział i męczył się. Od razu poszliśmy w kierunku sali, gdzie leżała żona mojego kuzyna. Lekarz niestety pozwolił wchodzić pojedynczo, więc zostawiłam Theo pod opieką chłopaków i weszłam do środka. Zastałam Janę w nienajgorszym wydaniu, nie wyglądało to tak źle jak myślałam. Chyba jednak Simi trochę przesadzał. Usiadłam na krzesełku obok łóżka.
- Co z tobą? – zapytałam. – Od twojego męża nic nie wyciągnęłam.
- Poroniłam – westchnęła, a ja otworzyłam szerzej oczy. Że co? – Wczoraj przez pół dnia strasznie bolał mnie brzuch. W sumie zastanawiałam się czy nie jestem w ciąży, ale wolałam odpychać takie myśli. Potem w nocy, kiedy się obudziłam leżałam w kałuży krwi.
- Czyli Simon przesadził, mówiąc jak źle jest – pokręciłam głową. – Dzisiaj wracasz do domu?
- Prawdopodobnie. Wszystko co miało się stać, stało się – uśmiechnęła się.
- Nie czujesz się źle z tym? No wiesz… Straciłaś dziecko – spojrzałam na nią badawczo.
- Nie – westchnęła. – Może bym się czuła źle, gdybym wiedziała o ciąży, ale nie wiedziałam. Poza tym tak chyba jest lepiej, wiesz? Theodore nie ma nawet roku, a ja miałabym znów mieć dziecko? Przy nim jednym jest ciężko, a co powiedzieć jakby jeszcze jeden Ammann Junior się pojawił?
- Chyba pójdę powiedzieć twojemu księciu, że żyjesz i masz się dobrze. Nawet nie masz pojęcia jaki jest przerażony – zaśmiałam i wyszłam.


Simon

Agata zostawiła nam Theo i weszła do Jany. Chyba jako jedyny się martwiłem tak bardzo. Deschwanden zabrał mi syna, po pewnym czasie, chyba widząc, że ściskam go trochę za mocno. Mały przytulił się do niego i przymknął powieki. Widać, że był zmęczony, a ja go od samego rana ciągałem za sobą. Tyle, że co miałem z nim zrobić? Zostawić z moimi rodzicami? Zanim bym tam dojechał… Wolałem, żeby był ze mną i, żebym miał na niego oko.
- Śpi – powiedział Gregor i objął Theo swoimi ramionami.
Z sali mojej żony wyszła uśmiechnięta Aga. Dlaczego się uśmiechała? Przecież nie było się z czego cieszyć. Spojrzałem na nią pytająco.
- Przestań się już tak martwić, jasne? – usiadła obok mnie i spojrzała prosto w moje uczy. – Z Janą wszystko jest już w porządku. Nic się nie stało i jeszcze dziś wróci z wami do domu, rozumiesz? – uśmiechnęła się.
- Gdyby było w porządku, nie krwawiłaby w nocy
- Wtedy nie było, ale teraz już jest – powiedziała i spojrzała na swojego chłopaka z szerokim uśmiechem. – Chyba powinieneś pojechać z małym do domu. Jakby coś się działo, to zadzwonią.
- Nie mogę jechać
- I chcesz siedzieć tu z Theo, który się tylko męczy? Pomyśl też o nim. To małe dziecko. Potrzebuje snu we własnym łóżeczku i kaszy, a nie siedzenia w szpitalu, gdzie czuje się obco.
- Masz rację – westchnąłem. – Pojadę do domu.
Miała całkowitą rację, od razu powinienem pomyśleć o synu. To jego powinienem postawić na pierwszym miejscu. Jana była przecież w dobrych rękach, do tego od dłuższego czasu wszyscy powtarzali mi, że wszystko jest w porządku.


Gregor

Niedługo po tym jak Ammann zabrał syna i pojechał do domu, my także wsiedliśmy w samochód i skierowaliśmy się w stronę mojego mieszkania. Droga powrotna minęła nam w zastraszającym tempie. Rozmawialiśmy i śmieliśmy się. Czułem się fantastycznie, kiedy byłem z nią. Nie ważne co się działo, ona sprawiała, że dzień stawał się jaśniejszy. Kochałem ją.
- Oszaleć można z Simonem – jęknęła,  kiedy weszliśmy do mieszkania i przytuliła się do mnie.
- Martwił się – rzekłem z uśmiechem, obejmując ją.
- Niepotrzebnie
Odsunęła się ode mnie i weszła do kuchni. Poszedłem za nią, wpatrując się w jej każdy ruch. Była niemal idealna. Złapałem ją od tyłu i odwróciłem w moją stronę, a później złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek, który od razu oddała.
- Która godzina? – zapytała, a ja pokręciłem głową.
- Czy to ważne? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, a chwilę potem poczułem na swoich ustach jej wargi.
Uniosłem ją i posadziłem na stół, który był obok nas. Teraz znajdowała się na idealnej wysokości. Całowaliśmy się, a moje dłonie błądziły pod jej koszulką. Ustami zjechałem na jej szyję, a później zwinnym ruchem zdjąłem z niej materiał. Chwilę później Aga pozbyła się mojej koszulki. Całowałem każdy zakamarek jej ciała. Była idealna, nie potrafiłem się ją nasycić. Rozpiąłem zamek jej spodni, które chwilę później leżały już na podłodze. Agata złapała za pasek moich spodni i przyciągnęła mnie do siebie jeszcze bardziej. Potem rozpięła go, także szybko pozbywając się moich spodni. Przestaliśmy się całować i na chwilę po prostu ją przytuliłem. Kiedy już odsunąłem się, zauważyłem jak spoglądała na moje krocze i uśmiechnęła się triumfalnie. No cóż… Tak na mnie działała. Pozbyliśmy się swojej bielizny i rozchyliła swoje nogi. Przysunąłem się do niej i w momencie, kiedy nasze ciała się połączyły, pocałowałem ją zachłannie. Jęknęła wprost w moje usta. Tak strasznie jej pragnąłem, że mógłbym nie wypuszczać jej już nigdy.


Agata

Nigdy w życiu nie uprawiałam seksu na kuchennym stole, ale muszę przyznać, że było… interesująco. Właściwie z Gregorem to ja bym mogła wszędzie. Kiedy już skończyliśmy, jedyne co czułam to ból od siedzenia na twardym blacie, ale nie mogłam narzekać. Pozbierałam swoje porozrzucane ubrania i nałożyłam je na siebie, to samo uczynił Deschwanden.
- Już nigdy nie będzie się tu jadło jak przedtem – zaśmiał się i pocałował mnie w policzek.
- Mi pasuje – zawtórowałam mu i poprawiłam włosy. – Wiesz, że w życiu nie robiłam tego w innym miejscu niż w łóżku?
- Ja też, ale musisz przyznać, że to dość ciekawe doświadczenie – rozłożył ramiona, bym się do niego przytuliła.
- O tak, dość ciekawe – pokręciłam głową, kiedy już tkwiłam w jego objęciach. Spojrzałam na telefon i zauważyłam pięć nieodebranych połączeń i jedną wiadomość od Simona. – Jana już wyszła ze szpitala. Słyszałeś, żeby mój telefon dzwonił? – zmarszczyłam brwi.
- Wiesz… byłem trochę zajęty – zaśmiał się wprost w moje włosy.
_____________________________
Witam Was serdecznie! ♥
Na gifie Simon w sobotę. "Konkursu" komentować nie będę, 
bo w sumie nie ma co komentować. 
Mój Deschwi ładnie skoczył to odwołali xD
Zapraszam Was na rozdział 12 :D
Za tydzień pechowa 13?? A może nie? :D
Skokomaniaczko, o to mi chodziło, kiedy pisałam, że nie do końca ciąża xD
Buziaki i do następnego :*
PS: Tak, wiem. Znów krótko, pseplasam :( 

poniedziałek, 23 listopada 2015

Rozdział jedenasty

Agata

Od początku, kiedy tylko poznałam Janę, wiedziałam, że się dogadamy. Z resztą skoro jakimś cudem wytrzymywała z Simonem, musiała być równie zwariowana, co on.
Jana właśnie siedziała, pijąc sok, a mnie oddała Theo. Wzięłam go na ręce i chodziłam z nim po całym mieszkaniu Gregora. Co jakiś czas czułam wzrok Deschwandena na sobie, ale jedynie uśmiechałam się do siebie. Na kanapie rozsiadła się męska część i rozmawiała o czymś z ożywieniem.
- Aguś? – uśmiechnął się w moją stronę Ammann, a ja spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami i podeszłam. – Wiesz, że wyglądasz dziś pięknie?
- Aha, czyli normalnie tak nie wyglądam? – zaśmiałam się.
- No oczywiście, że normalnie też wyglądasz pięknie – wyszczerzył się i szturchnął Gregora. – Prawda, że twoja dziewczyna jest piękna? – zwrócił się do siedzącego obok.
- No przecież, w końcu jest moja – powiedział brunet i przyciągnął mnie do siebie tak, że siedziałam na jego kolanach.
Theodore strasznie się mi wyrywał, więc Simi go zabrał i przytulił. Gregor objął mnie swoimi ramionami, a ja poczułam znajome ciepło.
- No dobra, to co chcesz? – zapytałam.
- No wiesz co? Jak możesz myśleć, że coś chcę? Nie mogę już tak po prostu powiedzieć kuzynce, że jest piękna? – oburzył się, a Jana zaśmiała się i podeszła do swojego męża. – Pomyślałem, że na pewno chcesz spędzić ten tydzień z Gregorem, więc może zostaniesz tu na razie, a później cię zabiorę do Grabs, co?
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć poczułam oddech Deschwandena na mojej szyi, szepnął jedynie „Zgódź się, proszę”. Nie mogłam się nie zgodzić.


Simon

Wiedziałem, że się zgodzi. Poza tym nie ukrywam, Deschwanden tak mnie błagał, żebym ją o to zapytał, że nie miałem wyjścia. Przecież oczywiście sam nie mógł jej powiedzieć. Nadal mnie denerwował. Myślałem, że jak w końcu będą parą to się wszystko zmieni, ale jak widać jeszcze nie teraz. Agata nie chciała nas wypuścić zbyt wcześnie, więc zmuszeni byliśmy zjeść z nimi i obiad. Jana nie narzekała, bo w końcu mogła się wygadać za wszelkie czasy.
Kiedy tylko wróciliśmy do domu, położyłem syna do jego łóżeczka, bo już podczas podróży samochodem zasnął. Kiedy tylko wszedłem do kuchni zastałem moją żonę, stojącą przy jednej z szafek. Głowę miała spuszczoną i oddychała głęboko. Przestraszyłem się.
- Kochanie, co się dzieje?
- Źle się czuję – wymamrotała.
Od razu zaprowadziłem  ją do sypialni, wciąż zastanawiając się co się stało, co mogło jej zaszkodzić. Może ten obiad, który zrobiła Agata? Nie, to niemożliwe. Położyła się i jęknęła.
- Chodź tu – poklepała miejsce na pościeli, więc chwilę później leżałem już obok niej. Nie lubiłem widywać jej w takim stanie. – Zajmiesz się dziś Theo?
- Jasne, ale co jest? Coś cię boli?
- Brzuch, bardzo – przymknęła powieki.
- Może… - zacząłem. Chciałem się zapytać czy może jest w ciąży, ale przecież cały czas uważaliśmy.
- Nie, na pewno nie. Nie mogę być
Przytuliłem ją i pocałowałem w czoło.


Gregor

- Mam coś dla ciebie – powiedziałem podchodząc do Agi, która wkładała naczynia do zmywarki. Spojrzała na mnie pytająco. Z kieszeni wyjąłem srebrną bransoletkę. – Chciałbym, żebyś miała coś co będzie ci przypominało o mnie, kiedy już wyjadę.
- Jest piękna, ale skąd? Przecież odkąd wróciliśmy, nie widziałam, żebyś gdziekolwiek wychodził – wyciągnęła w moją stronę dłoń, na którym już chwilę później znajdował się prezent ode mnie.
- Powiedzmy, że mam ją już od dawna. Czekała na kogoś wyjątkowego – uśmiechnąłem się, kiedy przytuliła się do mnie.
- Przecież jesteśmy parą od wczoraj – spojrzała na mnie badawczo. – Skąd wiesz, że to akurat ja?
- Wiem to, kochanie. Przy nikim nie czułem się tak jak przy tobie. Napędzasz mnie do dalszej walki, do działania, przy tobie…  o nic się nie martwię. Jesteś najważniejsza, wiesz? – pocałowałem ją w czoło, a kiedy znów się we mnie wtuliła poczułem jak się uśmiechała.
- Dziękuję, jest przepiękna – zerknęła na swój nadgarstek.
Zbliżyłem swoje usta, żeby ją pocałować, kiedy rozległo się pukanie. Wywróciłem oczami.
- Otwórz.
- Zaraz – szepnąłem i złączyłem nasze usta w pocałunku. – Już idę – przyciągnąłem ją do siebie.
Ktoś po drugiej stronie drzwi bardzo chciał nam przeszkodzić. Kiedy pukanie nie ustawało, a ja nie miałem żadnego wyjścia, otworzyłem. Za drzwiami zauważyłem Killiana. Jęknąłem z niezadowoleniem.
- Ciebie też miło widzieć – powiedział i nie przejmując się niczym wszedł do środka. Mogłem nie otwierać drzwi, bo wyrzucić go to trochę niegrzeczne. – O, Agata! Cześć – powiedział podchodząc do mojej dziewczyny i pocałował jej policzek. Moje dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści, co rudowłosa musiała zauważyć, bo podeszła do mnie i złapała za jedną.
- Co chcesz? – zapytałem niezbyt uprzejmie. Od początku wiedziałem, że Aga mu się spodobała. Już pierwszego dnia…
- Wpadłem do ciebie, bo Luca siedzi z Celine, Pascal też gdzieś wybył…
- Jak widzisz ja siedzę z Agatą – objąłem ją, tym samym przyciągając do siebie. Przytuliła się do mnie.
- Jesteście parą? – jego oczy się rozszerzyły.
- Jesteśmy – odezwała się Aga z szerokim uśmiechem.
- Poważnie? No to gratulacje i powodzenia, szczęścia czy tam czegoś wam życzę – powiedział i się zaśmiał. – To chyba już pójdę. Może chociaż moja siostra jest wolna
Chwilę później już go nie było. No i całe szczęście.


Agata

Był zazdrosny. Rozumiałabym go, gdyby faktycznie miał jakiś powód, ale przecież nie miał. Nie wiem czy chodziło mu tylko o tego buziaka czy o to co powiedział, kiedy się poznaliśmy. Kiedy Killian wyszedł, Gregor usiadł na kanapę, wciąż był zdenerwowany. Podeszłam do niego, ale nawet nie podniósł wzroku.
- Greg – ukucnęłam przed nim, złapałam za jego podbródek i uniosłam tak, żeby patrzył na mnie. – Żaden Killian nie równa się z tobą – uśmiechnęłam się.
- Dopiero zaczęliśmy, a już… - powiedział smutno. Serce mi się krajało. – Problemy.
- To ty jesteś dla mnie najważniejszy i nic tego nie zmieni, wiesz? – musnęłam jego wargi swoimi.
- Ja po prostu… Nie chcę, boję się – zaśmiał się nerwowo. – Przecież co ja mam do zaoferowania?
- Miłość, coś czego żaden inny mi nie da. Mimo,  że znasz moje wady, jesteś ze mną. Każdy inny uciekłby.
- Nigdy bym nie uciekł. Nie od ciebie – uniósł kąciki ust. W końcu.
- Tak lepiej – usiadłam obok niego i wtuliłam się w jego ciało. – Słyszysz? Nasze serca biją ten sam rytm. Czy to nie dostateczny argument?
- Dostateczny – pocałował mnie. – Nie wypuszczę cię z moich ramion, wiesz? – objął mnie szczelnie.
- Nie wypuszczaj. Tu jestem bezpieczna – powiedziałam i pocałowałam go w kącik ust.
Nie mam nawet pojęcia jak długo tak trwaliśmy. 
- Wiesz, mógłbyś mnie już puścić – zaśmiałam się, po kilku godzinach wspólnego leniuchowania. – Chciałabym pójść do łazienki
- No nie wiem, musiałbym się zastanowić – przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie i pocałował. – Ale wróć zaraz
- Przecież nigdzie nie ucieknę – pokręciłam głową.


Gregor

Może i nie powinienem być zazdrosny, bo w zasadzie nie miałem o co. Poza tym ani wtedy w Wiśle, ani teraz Agata nie wyglądała na zainteresowaną Killianem. Z drugiej strony, bałem się, że któregoś dnia zjawi się ktoś (niekoniecznie Peier), kto zabierze mi dziewczynę. W tej chwili była dla mnie wszystkim i nie mogłem na to pozwolić.
Wstałem z kanapy, czując ból. Nie miałem nawet pojęcia jak długo była w moich ramionach. Poszedłem do kuchni, żeby przygotować dla nas kolację. Robiło się już późno, a teraz ja musiałem dbać o Agę, co w prawdzie wcale mi nie przeszkadzało.
- Pomóc? – poczułem jak oplotła swoimi ramionami mój brzuch.
- O, nie. Ty siadasz, a ja przygotowuję, jasne? Nie słyszę sprzeciwu, więc – zaśmiałem się, a dziewczyna z niezadowoleniem wyszła do salonu, gdzie usiadła na kanapie.
- Ale mnie nie otrujesz, co?
- Może – zaśmiałem się.
Kiedy wszystko było już przygotowane, zawołałem ją. Wspólnie usiedliśmy do stołu i wzięliśmy się za jedzenie. Kiedy brała pierwszy kęs uważnie się jej przyglądałem. Miałem nadzieję, że jej zasmakuje.
- Nie patrz tak na mnie, bo naprawdę zaczynam myśleć, że chcesz mnie otruć – powiedziała, trzymając widelec przy ustach, a chwilę później zjadła. – Ej, to jest naprawdę dobre – zaśmiała się.
- Ma się ten talent kulinarny – uśmiechnąłem się.
- Jaka skromność – wywróciła oczami i wróciła do jedzenia.


Simon

Martwiłem się o żonę. Wyglądała okropnie, nie miała na nic siły i wciąż skarżyła się na ból brzucha. Także na mnie zrzuciła wszystkie obowiązki rodzicielskie. To nie tak, że nie chciałem czy nie potrafiłem się zająć Theo, ale martwiło mnie to. Nigdy tak nie było. Przez głowę przewijały mi się przeróżne myśli, w większości niezbyt dobre, ale starałem się je za każdym razem wyrzucać. Nie chciałem tak myśleć, nie mogłem.
- Lepiej? – zapytałem, wchodząc wieczorem do naszej sypialni, gdzie Jana wciąż leżała. Uśmiechnęła się do mnie i usiadła. Czyli nie było aż tak źle.
- Dużo lepiej. Może potrzebowałam trochę odpoczynku? – powiedziała, kiedy usiadłem obok niej. Przytuliła się do mnie. Cieszyło mnie to, że mimo tych lat, które spędziliśmy ze sobą, mimo ślubu, dziecka, wszystko było takie jak na początku. Szalałem z miłości do niej, każdego dnia zakochiwałem się na nowo i jeszcze silniej. Pocałowałem ją we włosy.
- Kocham cię – szepnąłem, a ona tylko wtuliła się jeszcze mocniej we mnie.
________________________________
Hej Kochane! :)
To coś u góry chyba nawet nie można nazwać rozdziałem.
Kompletne dno, ale wiecie tak to jest kiedy ekonomista bierze się za pisanie xD
Ocenę zostawiam jednak Wam.
Wiecie co się wczoraj stało zaraz po konkursie?
Zaczął padać śnieg! No ludzie, proszę Was. :D
Ja wiem, wiem. Latem jest tu najgoręcej, a zimą najzimniej, ale że już?
Chociaż w nocy padał deszcz i po śniegu nie ma już śladu :D
To tyle ode mnie :P
:*

poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział dziesiąty

Agata

Byłam szczęśliwa. Od momentu, w którym poczułam na swoich ustach wargi Gregora, nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Niewiarygodne jak jedna osoba może sprawić tak wiele szczęścia. Teraz już w ogóle nie żałowałam ani wyjazdu, by poznać Simona, ani tego, że pojechałam dalej.
Stałam właśnie przy komodzie w mieszkaniu Deschwandena i przyglądałam się zdjęciu, które tam stało. Był na nim mały chłopiec w kombinezonie i z nartami. Był uśmiechnięty i widocznie zadowolony.
- Co robisz? – usłyszałam pytanie, a chwilę później poczułam jak Gregor kładzie podbródek na moim barku. – To było zaraz po moim pierwszym konkursowym skoku. Strasznie się stresowałem.
- Słodki byłeś, wiesz? – odwróciłam się i opierając o mebel spojrzałam rozbawiona na chłopaka.
- A teraz? – uniósł brew i uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś zabójczo przystojny – po usłyszeniu tych słów, objął mnie w pasie i pocałował zachłannie. Oddawałam każdy z jego pocałunków, błagając o więcej. Po dłuższej chwili oderwał się ode mnie i spojrzał prosto w oczy.
- Jesteś najcudowniejsza – szepnął,  a potem znów mnie pocałował.
Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej agresywne, a nogi się pode mną uginały. Niestety mój telefon musiał zadzwonić w tamtej chwili i wszystko przerwać. Kiedy udało mi się unormować oddech, odebrałam. Simon, bo kto niby inny?
- Mogłabyś zostać dziś u Grega? – zapytał, a mimowolnie się uśmiechnęłam i spojrzałam na stojącego przede mną bruneta. – Bo… no wiesz…
- No wiem – zachichotałam. – Spokojnie, jeśli tylko Gregor mnie przygarnie to będziecie mieli cały dom dla siebie – wywróciłam oczami, a Deschwanden od razu pokiwał głową, zgadzając się. – Tak więc załatwione. Bawcie się dobrze.
- Wy też – zaśmiał się i nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, rozłączył się.
-Czyli jesteś dziś ze mną? –zapytał Gregor, i przyciągnął mnie do siebie, tak że wylądowałam w jego objęciach. – Podoba mi się ta wizja.
- Mi też – uniosłam głowę i pocałowałam go.



Simon

Całowaliśmy się, powoli kierując w stronę sypialni. Cieszyłem się, że Agata zgodziła się zostać z Deschwandenem. Chociaż na pewno wcale żadne z nich nie miało nic przeciwko. To nie tak, że chciałem się pozbyć kuzynki, żeby móc czas spędzić z ukochaną. No może trochę. Boże, przecież ja jej tak długo nie widziałem! Tęskniłem jak szaleniec.
Pożądanie z każdym pocałunkiem wzrastało. Kiedy w końcu dotarliśmy do pokoju, zamknąłem za sobą drzwi nogą. Przywarłem Janę do ściany i zasypywałem jej ciało pocałunkami. Moje usta zjechały na jej dekolt. Była taka idealna. Złapałem za dół jej bluzki i ściągnąłem z niej. Mój wzrok momentalnie przeniósł się na jej jędrne piersi. Ukucnąłem przed nią, całując jej brzuch. Usłyszałem ciche westchnięcie i jej dłonie w moich włosach. Rozpiąłem guzik w jej spodniach i zsunąłem je z jej szczupłych nóg. Przelotnie pocałowałem jej udo i wstałem. Wróciłem do jej ust, przestając jedynie na krótką chwilę, gdy zdejmowała moją koszulkę. Rzuciła ją gdzieś w kąt. Znów skierowałem usta na jej szyję, mruczała cicho, jeszcze bardziej mnie podniecając. Pozbyłem się swoich spodni i uniosłem ją, a chwilę później położyłem na naszym łóżku. Nie potrafiłem się nią nasycić, była cudowna. Chwilę później byliśmy już całkowicie nadzy. Leżałem nad nią, patrząc wprost w jej oczy. Pocałowała mnie zachłannie, kiedy nasze ciała się złączyły.


Gregor

Nie potrafiłem nawet wyrazić tego jak szczęśliwy byłem w tamtym momencie. Przecież ja nawet na to nie zasługiwałem. Nie zasługiwałem na to, by Agata odwzajemniała moje uczucia. Jednak odwzajemniała.
Siedzieliśmy na kanapie w salonie mojego mieszkania, które mimo, że zawsze było takie puste, wtedy cudowny głos i śmiech mojej dziewczyny (jak pięknie to brzmi) wypełniał je. Była przytulona do mnie, a palce naszych dłoni splotła. Byłem pewny, że słyszała i czuła jak moje serce wariowało. Jeszcze nie tak dawno nie miałbym odwagi zbliżyć się do niej tak bardzo, a teraz? Była ze mną.
- Co robimy? – zapytała podnosząc wzrok na mnie.
- Może coś obejrzymy? 
- To coś znajdź, a ja pójdę do łazienki – wyswobodziła się z mojego objęcia i wstała. Spojrzała na mnie rozbawiona. Nie bardzo wiedziałem o co jej chodziło. – Zaraz wrócę – zaśmiała się z uśmiechem na ustach i chwilę później zniknęła za drzwiami.
Podszedłem do szafki z filmami zastanawiać się nad wyborem. W ogóle nie miałem pojęcia co powinienem wybrać. Jaki gatunek?
- Może jakiś horror? – zapytała, a ja aż podskoczyłem. Już drugi raz mnie tak wystraszyła. – Wybacz – delikatnie pogładziła moje ramię.
Wybrałem film i wraz z rudowłosą usiadłem na kanapie. Przytuliła się do mnie, a ja nie mogłem się oprzeć i pocałowałem ją zachłannie. Oddała pocałunek, ale po chwili odsunęła twarz z szerokim uśmiechem. Miała mnie.
Film się zaczął, a ja nie mogłem się nawet na nim skupić. No bo jak? Kiedy obok siedzi ona wtulona we mnie? Tak strasznie nie chciałem jechać dalej, na kolejne konkursy. Wiedziałam, że tam już jej nie będzie, ale nie miałem wyjścia. Po zwycięstwie, pokładano we mnie jeszcze większe nadzieje. Nie mogłem przecież odpuścić w takim momencie. Mówiłem sobie, że jak wrócę to ona nadal będzie.
- Co jest? – zapytała i patrząc na mnie badawczo. Westchnąłem.
- Nie chcę lecieć do Japonii – odpowiedziałem, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Nie chcę być tak daleko od ciebie.
- Będę na ciebie czekała – szepnęła i wpiła się w moje usta.


Agata

Nie poznawałam siebie oraz swojego ciała, które desperacko próbowało zbliżyć się do Deschwandena. Pocałowałam go zachłannie, a on oddawał każdy pocałunek z równą intensywnością. Cieszyłam się, że siedziałam, bo moje nogi mogłyby odmówić posłuszeństwa. Objął mnie w pasie, przysuwając jeszcze bardziej do siebie. Byłam tak cholernie spragniona bliskości. Oderwałam się i spojrzałam jak próbował unormować swój oddech. Wdrapałam się na jego kolana i znów przywarłam do jego ciała. Swoimi dłońmi objęłam jego szyję, a on swoimi zataczał kółka na moich plecach. Po całym ciele przeszedł przyjemny dreszcz, a na dole podbrzusza rozlało się ciepło. Usta bruneta zjechały na moją szyję. Na chwilę oderwał się ode mnie i spojrzał wprost w moje oczy.
- Jesteś pewna? – zapytał, chociaż byłam prawie pewna, że doskonale znał odpowiedź.
- Potrzebuję cię – odpowiedziałam, a wyraz jego twarzy się zmienił. Był zaskoczony, ale i zadowolony. Czego mógłby się spodziewać? Przecież to jasne, że chciałam.
Kiedy wstawał uniósł mnie. Zdziwił mnie fakt, że ani na moment nie stracił równowagi oraz, że jak na takie chucherko miał dużo siły. Zaniósł mnie do swojej sypialni, w której pojawiłam się pierwszy raz. Nie miałam nawet chwili, żeby się rozejrzeć. Byłam zajęta doznawaną przyjemnością. Ułożył mnie na łóżku i chwilę później był nade mną. Wciąż całując, swoimi dłońmi błądził po moim ciele. Oparł się na rękach, które położył po obu stronach mojej głowy i spojrzał na mnie z góry. Był cudowny, dla mnie idealny. Podniosłam się do pozycji siedzącej, zmuszając go tym samym do odsunięcia się ode mnie. Zbliżyłam swoją twarz do jego, całując delikatnie. Nie odrywając się od Gregora, złapałam za końce jego koszulki. Zdjęłam ją z niego i przygryzając wargę spojrzałam na jego klatkę piersiową. Jak na skoczka wyglądał całkiem dobrze. Wyglądał dobrze, bo się w nim zakochałaś, głupku. Zrewanżował mi się, usuwając zbędną koszulkę z mojego ciała. Widziałam jak mi się przyglądał. Jak jego wzrok zatrzymał się na moich piersiach, a później zjechał na brzuch. Pociągnęłam go do siebie, przeszkadzając mu w oglądaniu mojego ciała. Jego wargi opadły na moje, całował mnie zachłannie, jakby miał być to nasz ostatni raz. Ustami zjechał do mojego dekoltu, a dłońmi błądził po dolnej części pleców, jednak po chwili przeniósł je na guzik i zamek moich spodni. Chwilę się siłował, wciąż schodząc niżej z pocałunkami. Teraz czułam jego wargi na piersiach. Kiedy zdjął moje dżinsy, odrzucił je gdzieś na bok, a potem pozbył się swoich. Znów leżał nade mną. Odsunął jedno ramiączko stanika, później drugie. Podniosłam się na łokciach pomagając mu tym samym w zdjęciu biustonosza. Kiedy odrzucił go na podłogę, poczułam jego usta na piersiach. Cicho westchnęłam. Zjechał do majtek, wkładając pod nie po jednym palcu z każdej strony. Pocałował mnie przez materiał, a chwilę później zdjął go ze mnie. Dostrzegłam też, jak zdjął z siebie bokserki. Nie miałam nawet chwili by na niego zerknąć, bo chwilę później poczułam go w sobie. Był delikatny, ale stanowczy. Objęłam Grega swoimi nogami, przyciągając go tym samym jeszcze bardziej do siebie. Z jego ust wydobył się cichy jęk. Moje dłonie błądziły po jego plecach. Był doskonały.


Gregor

Kiedy następnego ranka obudziłem się i zauważyłem Agatę przytuloną do mojego torsu, zrozumiałem, że to nie był sen. Nic co się wydarzyło nie było snem. Byłem z nią, wygrałem konkurs oraz spędziłem najlepszą noc życia z tą piękną dziewczyną. Uśmiechnąłem się do siebie na wspomnienie wydarzeń poprzedniego wieczora.
Spała w moim łóżku nago. Czy mogło być coś lepszego? Oszalałem z miłości do niej i  chyba już nie było odwrotu. Nie potrafiłem się powstrzymać, więc złożyłem na jej czole czuły pocałunek. Chciałem mieć ją już zawsze przy sobie. Najpierw na jej twarzy pojawił się grymas, a chwilę później otworzyła oczy i widząc mnie uśmiechnęła się zniewalająco.
- Mogłabym się tak budzić codziennie – zbliżyła się do mnie i pocałowała.
Usiadła naciągając kołdrę ponad piersi. Wolałbym, żeby ją puściła. Wywróciła oczami, chyba domyślając się o czym pomyślałem. Także podniosłem się i pocałowałem ją w ramię, a później w plecy. Po jej ciele przebiegł dreszcz, a ja uśmiechnąłem się do siebie. Jedną z dłoni wsunąłem pod materiał szukając jej gładkiej skóry. Odchyliła głowę do tyłu, kiedy kreśliłem kółka na jej płaskim brzuchu.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa – szepnęła i odwróciła się w moją stronę. – Chodź do mnie – powiedziała puszczając materiał, który odsłonił jej piękne piersi.
Przyciągnąłem ją do siebie i nie miałem zamiaru jej puszczać. Teraz była tylko moja.
- Jestem tylko twój – szepnąłem do jej ucha, poruszając dłonią w górę jej uda. Cicho westchnęła.
- Chcę cię znowu – odezwała się równie cicho.
Położyłem ją na poduszki i wpiłem w jej usta. Całowałem każdy zakamarek jej ciała, jej skóra była miękka i ciepła. Pachniała doskonale. Objęła moje plecy swoimi dłońmi. W życiu nie pragnąłem nikogo równie mocno. Rozchyliłem jej nogi, a w momencie, gdy wszedłem w nią, oboje jęknęliśmy. Robiliśmy to wolno, napawając się każdą sekundą.
- Kocham cię – szepnąłem między pocałunkami, kiedy oboje opadliśmy. Jednak dźwięk telefonu Agi nie pozwolił na dalsze pieszczoty. Odebrała niezadowolona.
- Halo? No pewnie, zapraszamy. Za godzinę? Okej, pa – rozłączyła się, a ja wpatrywałem się w nią pytająco. – Simon, Jana i Theodore przyjadą za godzinę, więc ruszaj swój zgrabny tyłek i wstawaj.
- Muszę? – jęknąłem, robiąc słodką minę, mając nadzieje, że poskutkuje i będziemy mogli jeszcze się sobą cieszyć.
- Jak chcesz to nie wstawaj, ale ja idę wziąć prysznic – cmoknęła mnie w usta, zebrała ubrania i zniknęła z pokoju.
Ostatnia rzecz jakiej chciałem to, żeby Ammann pojawiał się, przerywając mój mały raj. Nie miałem jednak wyjścia, więc wstałem i się ubrałem. Wzrokiem ogarnąłem pokój i wyszedłem do kuchni.


Simon

- Simon, przestań – Jana wyrwała się z mojego uścisku wywracając oczami. – Jedziemy do nich, pamiętasz?
No jedziemy, jedziemy. Wolałem się im zapowiedzieć, bo kto ich tam wie na jakim etapie byli. Potrząsnąłem głową wyrzucając tę myśl z głowy. Odszedłem od żony, zostawiając ją z naszym synkiem i w telefonie wybrałem numer do Agaty. Odebrała niezadowolona. Zaśmiałem się w duchu.
- Halo?
- No cześć maleńka – mógłbym się założyć, że wywróciła oczami. – Może wpadniemy z Janą i Theo do Horw, do was?
- No pewnie, zapraszamy
- Będziemy za jakąś godzinę.
- Za godzinę? Okej.
- No to na razie – pożegnałem się z uśmiechem
- Pa
Zebrałem całą rodzinę, a przyznam nie należy to do najłatwiejszego zadania. Zebrać Janę to jeszcze jak cię mogę, ale Theo? Trzeba zabrać ze sobą więcej rzeczy niż kiedy jadę na zawody. Na miejscu pojawiliśmy się mniej więcej o czasie, w którym zapowiadałem. Drzwi otworzył uradowany Gregor i wiedziałem, że nie cieszy się, że nas widzi. Coś z tym wspólnego musiała mieć ruda dziewczyna siedząca przy stole i pijąca herbatę. Kiedy tylko mnie ujrzała, uśmiechnęła się i podeszła się przywitać. Chwilę później zabrała mojego synka i żonę. Widziałem jak rozmawiały ze sobą śmiejąc się. Cieszyłem się, że się polubiły. Razem z Deschwandenem usiadłam na kanapie. Brunet wpatrywał się z Agatę, która wzięła na ręce Theo. Ładnie to wyglądało.
- Pasuje jej maluch – zaśmiałem się. – Może sobie takiego sprawicie, co? – kiedy to powiedziałem, mój rozmówca się potężnie zarumienił. – No chyba, że wy tam… nie?
- To chyba nie twoja sprawa. Tym bardziej, że jesteś jej kuzynem – powiedział patrząc na mnie błagalnym spojrzeniem.
- No właśnie tym bardziej muszę wiedzieć – znów się zaśmiałem. – No dobra, już. Jestem cicho. Cieszę się, że w końcu się ogarnąłeś.
- Ja też – uśmiechnął się szeroko znów patrząc na Agę. – Kocham ją.
- No to teraz mi jej tylko nie zrań – powiedziałem poważnie.
- Nigdy jej nie zranię, obiecuję – uśmiechnął się, a ja wywróciłem oczy.
Oszalał. Kompletnie.
_______________________________
No brawo, brawo. 
Rozdział o natężeniu cukru jak w krwi mojej babci, która ma cukrzycę :D
O matko, ja nie wiem co się dzieje. xD
Układa się dobrze, ale niedługo Gregorek nam ucieknie do Japonii, Rosji i Kazachstanu. 
Chyba czas wrzucić kolejną postać, która by nam namieszała. 
Co Wy na to? :D
Pozdrawiam Pascala Kaelina, który od teraz jest moim mistrzem. 
Zawsze wiedziałam, że Szwajcarzy mają coś z głowami, ale nie wiedziałam, że aż tak! 
Poważnie, ten człowiek jest chyba trochę za bardzo pokręcony. xD
Zostawiam Was już z tym rozdziałem, małym jubileuszem.
Ostatnio miałam ochotę podliczyć, który to rozdział byłby w moje urodziny, 
ale poległam :D
No cóż... mam nadzieję, że chociaż trochę się spodoba i nie oślepniecie od tej słodkości. 
Za zgorszenia nie odpowiadam :D
Buziaki! :*

+ taka malutka reklama mnie xD >INSTAGRAM<

poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział dziewiąty

Agata

Wszyscy wyjeżdżali z Hinterzarten zadowoleni. Wyjątkiem byłam ja.
Doskonale zdawałam sobie sprawę, że na drodze stoi jeszcze Courchevel, ale to był bardzo nieistotny fakt. Wszyscy uważali mnie za bardzo silną i odważną osobę, za taką, która potrafiła sobie poradzić w każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji. Uważali, że nie ma dla mnie nic, co by mnie przerosło i przeraziło. Prawda była taka, że nawet jeśli poradziłam sobie z sytuacjami, które ostatnio miały miejsce w moim życiu, nie radziłam sobie ze strachem. Panicznie bałam się spotkania z rodziną. Nigdy nie miałam pojęcia, że gdzieś na świecie jeszcze jest ktoś, uważałam, że miałam tylko mamę i nikogo więcej. Byłam zamknięta w maleńkim świecie, do którego nikt nie miał prawa wstępu. Teraz wszystko się zmieniło, wyrwałam się spod maminego klosza i ruszyłam w świat. Poznałam kuzyna, który od samego początku stał się dla mnie oparciem, rozumiał mnie i po prostu był. Czasami bałam się, że zniknie. Tak jak wszystko innego co w przeszłości sprawiało, że czułam się szczęśliwa. Przede mną także stała wielka niewiadoma, Gregor. Nie miałam pojęcia czego powinnam oczekiwać i, czy powinnam oczekiwać czegokolwiek. Zdawałam sobie sprawę, że się w nim zakochałam ale przecież to było niedorzeczne. Nie można tak po prostu się w kimś zakochać. Staje przed tobą, a ty rozpadasz się. Czy to normalne? Czy powinnam coś zrobić? Nie miałam też przecież pewności, że i on chociażby mnie lubił. No dobrze, wiedziałam, że mnie lubił, ale nie w ten sposób. 
Kiedy przed oczami pojawiło się Courchevel, czułam się dziwnie. Dobrze, a jednocześnie paskudnie. Sama nie byłam pewna dlaczego. Ostatnie podróżowanie mnie męczyło i zdecydowanie nie lubiłam co tydzień znajdować się w innym miejscu.
- Pięknie tu – westchnął Egloff, stając obok mnie i wpatrując się w górski widok. – Nie to co Einsiedeln i Engelberg, ale daje radę – wzruszył ramionami i ruszył dalej.
Jakżeby inaczej. Chyba każdy Szwajcar miał totalnego fioła na punkcie ojczyzny. Chociaż nie powinnam się dziwić, sama uważałam, że Polska była najcudowniejsza.
Dni mijały szybko i nawet nie zdołałam zauważyć, kiedy opuściliśmy Francję i znaleźliśmy się w upragnionej Szwajcarii. Zadziwiałam sama siebie. Przez tyle dni stresowałam się jak przed maturą ustną z języka polskiego, na którą i tak miałam ochotę nie pójść, a kiedy przyszło co do czego czułam się świetnie jak podczas matury z niemieckiego. Porównywanie uczuć w takiej sytuacji do uczuć towarzyszących przy maturze nie było może najtrafniejsze, aczkolwiek chyba w moim życiu nie było zbyt stresujących momentów. Od razu, gdy pojawiliśmy się w Einsiedeln, a chłopacy się rozpakowali, zostałam porwana przez Deschwandena. W końcu miał mnie zabrać na spacer, więc nawet nie protestowałam. Chociaż… Czy mogłabym protestować, kiedy był obok? Nie sądzę.
- Przyznaję rację – powiedziałam, kiedy przechadzaliśmy się uliczkami malowniczej miejscowości. – Cudowne miejsce to twoje Einsiedeln. Czuję się tu lepiej niż w Courchevel czy Hinterzarten.
- Jesteś Szwajcarką – uśmiechnął się delikatnie, co spowodowało, że po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło. – Swoją drogą, Einsiedeln to miejsce, w którym zaprzyjaźniłem się z Simonem. Potrzebowałem pomocy, a on nie wahał się ani chwili.
- Simi jest… - uniosłam kąciki ust. – Niesamowity w każdym stopniu. Chyba nie znałam nigdy tak cudownej osoby, cieszę się, że jest moim bratem. Mogę na niego liczyć.
- Potrafi rozbawić jak mało kto – dodał brunet, na co zachichotałam. Miał rację, Ammann rozbrajał każdego. Przy nim nikt nie miał prawa się smucić. – Poza tym… Zdaje się rozumieć każdego. Nie ma człowieka, który by go nie lubił. Wszyscy go szanują i chcą wzorować na nim. Też się staram.
- Być jak on? Jesteś idealny taki jaki jesteś – spojrzał na mnie zaskoczony. Sama również byłam zaszokowana łatwością z jaką potrafiłam mówić o czymś, co jakiś czas temu było jedynie myślą, którą próbowałam zagłuszyć.


Gregor

- Nie jestem, chcesz wiedzieć dlaczego? – zapytałem, a ona jedynie pokiwała głową. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na nią. – Pamiętasz, kiedy Simon powiedział ci, że nie miałem łatwego dzieciństwa? Chciałbym ci powiedzieć co miał na myśli – widziałem na spoglądała na mnie zaciekawionym wzrokiem. Ja swój spuściłem, kiedy szliśmy dalej. Ufałem jej, więc mogłem jej opowiedzieć o wszystkim. – Kiedy miałem cztery lata na świat przyszła moja malutka siostrzyczka, była cudowna, wszyscy się nią zachwycali. Uwielbiałem ją, była moim oczkiem w głowie, ale niestety… Kilka miesięcy po swoich narodzinach, zmarła. Moi rodzice się załamali, byli zdruzgotani i nie mogli pojąć jak to wszystko mogło się wydarzyć. Starali się być silni, jeszcze wtedy zależało im. Później odpuścili, z wszystkim, a zwłaszcza ze mną. Byłem dzieckiem, które im przeszkadzało. Nie chcieli mnie, ale nie mogli też się mnie pozbyć. Nigdy ich nie było przy mnie, na matkę nie mogłem liczyć nigdy. Dorastałem sam, uczyłem się wszystkiego bez nich, bo nie pomogliby mi nawet, gdybym prosił. Ojciec czasem się nawet odzywał, ale nie było go często w domu. Byłem dlatego zdany na siebie. Nie sprawiałem im problemów, więc raz ojciec zabrał mnie na trening na skocznię. Od razu zakochałem się w skakaniu, trener dzieciaków stwierdził, że mógłby mi pomóc, pokierować mną nieco. To był błąd według rodziców. Uważali, że nie powinienem się brać za skoki, że powinienem być jak inni normalni chłopcy. Wtedy się pogorszyło, ale na całe szczęście z problemami radziłem sobie na treningach, tam zapominałem. Właściwie nadal tak jest, kiedy jestem na jakimś zakręcie w życiu, trenuję. Wracając… Później poznałem Simona, a jakiś czas później jego rodziców. Wtedy chyba zacząłem być nieco szczęśliwszy. Mam Simona, czyli twoja ciocia, była cudowna dla mnie. Wspierała mnie i pomagała w momentach, w których nie było przy mnie moich rodziców. Tak samo pan Heinrich, był takim autorytetem. Wciąż jest, wiesz? Chciałbym być takim ojciec kiedyś jak on. Zaraz po osiemnastce, wyprowadziłem się i z rodzicami widuję się bardzo rzadko – spojrzałem na nią. Wpatrywała się we mnie w szaleńczą intensywnością, przez co kolana mi miękły. Chyba rozumiała, albo chociaż starała się. Jedyne czego chciałem to, żeby nie uciekła.
- Nie mam pojęcia co powiedzieć. Chyba żadne słowo nie pomoże w tej sytuacji – westchnęła. – Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś.
- Ufam ci – szepnąłem i zatrzymałem się na środku chodnika. Agata przywarła do mnie swoim ciałem, uwielbiałem kiedy to robiła. Czułem się wtedy tak cholernie dobrze. Pogłaskałem ją po włosach, czując jak po moim ciele rozlewa się przyjemne ciepło. Co ona ze mną wyprawiała?


Simon

Agata i Gregor zniknęli dobrą godzinę temu. Powiedzieli mi tylko, że idą na spacer. Za dużo to od nich nie wyciągnąłem, ale chyba działo się dobrze. Konkurs zbliżał się wielkimi krokami, a kwalifikacje i seria próbna jeszcze większymi. Miałem nadzieję, że Gregor się nie spóźni, bo będąc z moją siostrzyczką wszystko było możliwe. Właśnie wziąłem się za rozciąganie, kiedy ujrzałem moją ukochaną, która szła w moją stronę z synem na rękach. Od razu wziąłem ją w ramiona, tęskniłem za nią. Matko jedyna, czy kiedykolwiek przestanę się tak czuć? Mam nadzieję, że nie. Pocałowałem ją w usta, a później w czoło, oba policzki i nos. W końcu była obok, brakowało mi tego. Theo także został obsypany całusami przez swojego tatusia. Byłem dumny, że udało mi się (z pewną pomocą Jany) stworzyć tego małego potworka. Był najważniejszy. Spędziliśmy chwilę rozmawiając i obdarowując się raz po raz pocałunkami.
Chwilę później do wioski skoczków wrócili zakochani. Świergotali sobie, nawet nie zwracając na nas uwagi. Chyba cię dobrze działo, oj tak. Aga pierwsza wyrwała się z amoku i radosnym krokiem podeszła do nas.
- Czyżby kobieta, która skradła serce mojego brata? – uśmiechnęła się szeroko, patrząc na moją ukochaną. Jana skinęła głową. – Agata.
- Jana. Miło cię w końcu poznać. Simi ciągle o tobie opowiadał – wywróciła oczami. – Czasem się zastanawiam, czy nie powinnam być zazdrosna – zaśmiała się.
- O to się nie martw, bo mi opowiadał o tobie – machnęła ręką i spojrzała na Theodore’a, który wpatrywał się w nią swoimi dużymi oczami. – Hej, Theo – uśmiechnęła się i złapała malutką dłoń mojego potomka, na co ten głośno się roześmiał. Polubił ją od razu. Wyciągnął do niej rączki, a ta bez większego zastanowienia wzięła go na ręce. Mały przytulił się do niej, a Aga uśmiechała się szeroko.


Agata

Theo był cudowny, taki słodki i uroczy chłopiec. W momentach takich jak ten, człowiek myśli sobie, że chciałby takiego malucha. Tylko czy aby teraz?
Podczas kwalifikacji i serii próbnej, razem z Janą i Theo poszliśmy coś zjeść, bo moje burczenie w brzuchu słyszeli chyba wszyscy. Kiedy wróciłyśmy trwał właśnie konkurs. Zdałam sobie wtedy sprawę, że można jeść naprawdę długo, a zgłasza jak się jest rocznym dzieckiem. Przyglądałyśmy się skokom, Gregor radził sobie świetnie. Nie wiedziałam czy to zasługa skoczni czy innych czynników, ale byłam z niego dumna. Po pierwszej serii był szósty, ale wierzyłam, że da z siebie jeszcze więcej, bo stać go na to i być może wygra.
Moje przypuszczenia i nadzieje się sprawdziły. Wygrał! Był pierwszy, a ja miałam nieodpartą ochotę rzucić się w jego ramiona i pocałować. Musiałam się opanować, przecież to nienormalne. Zaraz po dekoracji, zauważyłam jak szedł w moją stronę z uśmiechem, a moje serce przyśpieszyło.


Gregor

- Udało mi się! – powiedziałem, kiedy ujrzałem anioła o rudych włosach. Przylgnęła do mnie swoim ciałem. Dalej trzymając w ręku narty, objąłem ją. Nie chciałem jej wypuszczać, ani teraz ani… Nigdy. Poczułem jak dłonią przejeżdżała po moich plecach, przeszedł mnie wtedy dreszcz. Już nawet zapomniałem jak cudownie się czułem, kiedy była przy mnie. Jej dotyk… Łaknąłem go.
- Mówiłam? – spojrzała w moje oczy z szerokim uśmiechem. – Jesteś niesamowity, Gregor. Nawet nie wiesz jak się cieszę.
- Wiem – uśmiechnąłem się do niej. Było mi tak dobrze, że kompletnie zapomniałem o otaczającym nas świecie, ale to nie miało znaczenia. Nic nie miało znaczenia, kiedy obok mnie była Agata. Matko, ja ją kochałem. Jak szaleniec. – Aga? – spojrzała na mnie pytająco. Była tak blisko, wciąż wtulona we mnie. Mogłoby tak zostać już na zawsze? – Dziękuję
- Za co?
- Dziękuję, że jesteś
- Zawsze będę – uniosła kąciki ust. – Mam nadzieję, że wiesz o tym
- Ja też będę przy tobie zawsze. Możesz na mnie liczyć – powiedziałem prawie szeptem. Miałem niepohamowaną ochotę ją pocałować, ale bałem się. Znów.
Zabrałem dłoń z jej pleców i przeniosłem na policzek. Patrzyła na mnie, a ja nie mogłem już dłużej zwlekać, nie mogłem… Po prostu nie dawałem sobie rady wciąż trzymając się zbyt daleko od niej. Nie chciałem przyjaźni, pragnąłem czegoś więcej. Pieprzyć to! Zbliżyłem się do niej i pocałowałem najdelikatniej jak tylko potrafiłem. Sam nie wiedziałem czego się spodziewałem. Spojrzałem na nią, wciąż trzymając moje usta przy jej. Uśmiechnęła się i także mnie pocałowała.
- Chciałem zrobić to już dawno – powiedziałem z szerokim uśmiechem. Nie potrafiłem go opanować. Cieszyłem się jak idiota.
- Ja też – westchnęła ze śmiechem.
- Musisz wiedzieć, że odkąd się pojawiłaś… Wszystko się zmieniło. Każdy dzień był lepszy od poprzedniego. Wstawałem z uśmiechem na ustach, kładłem się z uśmiechem. Nie potrafiłem trzymać się z dala, a próbowałem – powiedziałem, a dziewczyna przyglądała mi się badawczo. – Kocham cię, Agato. – wyszeptałem. – Wiem, że to szybko, ale nic nie poradzę na to, że zawróciłaś mi w głowie.


Simon

- No w końcu! – powiedziałem z zadowoleniem przyglądając się tej miłosnej scenie. -  Myślałem już, że się zestarzeję, zanim cokolwiek…
- Ty to musisz wszystko psuć, wiesz? – pokręciła głową Jana i wtuliła się w moje ramię. – Nie chcę ci nawet przypominać co powiedziałeś chwilę po tym jak przyjęłam twoje oświadczyny.
- Oj, cicho już – zaśmiałem się.
Wyglądali cudownie. Dziwiłem się sobie, że nawet tak myślałem. Matko jedyna, romantyzm dnia dzisiejszego chyba na mnie przeszedł.
Siedzieli sobie wtulenie w siebie i rozmawiali, co jakiś czas skradając pocałunki sobie nawzajem. Widziałem ich doskonale, kiedy i ja siedziałem z moją ukochaną oraz owocem naszej bezgranicznej miłości.
________________________________


Cześć
Chyba jestem zadowolona. Takie oto coś wyszło spod moich paluszków.
Greg chyba Was posłuchał :D Agunia zrozumiała i jest dobrze.
Na razie jest dobrze.
Nie wiem jak u Was, ale u mnie cały dzień wiało. Cudowne życie na północy -,-
Nie pozdrawiam pogody XD
+ Ostatnio oglądałam opinie o Małyszu i nasz kochany Simi powiedział (po polsku!): "Adam Małysz i wszystko jasne" :D ♥ Dlaczego pewne rzeczy widzę tak późno?
Dobra, dobra. 
Buziaki, kochane Wy moje :*


Komentujesz = Motywujesz :)

poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział ósmy

Simon

Byliśmy już w Hinterzarten kilka dni. Ci dwoje nadal bawili się w podchody i naprawdę, traciłem do nich cierpliwość. Chociaż może i jakiś tam postęp zrobili, ale to wciąż mało. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę i tylko idiota mógłby nie zauważyć tego, że między nimi coś jest. To coś z dnia na dzień rosło i stawało się coraz silniejsze. Kiedy zapytałem Agatę o to, odpowiedziała mi, że na razie nie chce niczego więcej. Walczyła ze sobą już wystarczająco jeżeli chodziło o historię jej ojca, więc nie chciałem jej dokładać jeszcze więcej. Nie mogłem przecież jej zmusić do przyznania się. Było jej ciężko i, mimo że tak dzielnie sobie ze wszystkim radziła, była w rozsypce. Chciałem jej pomóc, ale nie potrafiłem.
Nagle usłyszałem dźwięk telefonu, odebrałem bez sprawdzenia, kto się do mnie dobijał.
- Halo? – powiedziałem do słuchawki, kiedy siedziałem na swoim łóżku. Grega nie była, pewnie włóczył się gdzieś z Agą.
- Zapomniałeś o własnej żonie? – usłyszałem bardzo dobrze znany mi głos i od razu się uśmiechnąłem.
- Nigdy – powiedziałem szybko i zaśmiałem się. – Przepraszam, że ostatnio nie dzwoniłem. Nie masz nawet pojęcia jak ta dwójka mi działa na nerwy. Już nawet nie mam siły, żeby do ciebie dzwonić.  
- Jasne, zwalaj winę na biedne dzieci – usłyszałem jej śmiech, jej słodki śmiech. – Tęsknie za tobą, Simon.
- Ja za tobą też i kocham cię, wiesz?
- Wiem, ale możesz mówić to częściej. Co cię tak wzięło na wyznania?
- To już nie mogę powiedzieć żonie, że ją kocham najmocniej na świecie i tęsknie jak wariat? – udałem obrażonego. – Chyba za dużo przebywam z tymi dwoma słodziakami – zaśmiałem się. W rzeczy samej, to musiała być prawda. Może i nie słodzili sobie, ale te ich spojrzenia mówiły wszystko.
- O, no właśnie. Jak się trzyma Agata? Nie denerwuje się już?
- Nie bardzo wiem. Ciągle znika gdzieś z Deschwandenem. Nie mam nawet szansy na rozmowę z nią, ale chyba już nie tak bardzo.
-To dobrze. Miej ją na oku, ona cię potrzebuje, nawet jeśli ci o tym nie mówi


Agata

W Hinterzarten byliśmy od paru dni. Właściwie nie działo się nic nadzwyczajnego, chłopacy trenowali i ciągle mieli jakieś spotkania ze sztabem. Udało mi się porozmawiać kilka razy z innymi skoczkami, więc nie czułam się już jak jakiś totalny odludek. Z Gregorem też było już lepiej, nadal nie byłam pewna czego oczekiwałam z jego strony i z mojej. Spędzaliśmy praktycznie każdą wolną chwilę ze sobą. Simon się chyba trochę obraził na mnie, bo ostatnio wciąż odchodził i rozmawiał z innymi. Trochę mnie to zasmuciło, bo naprawdę był dla mnie kimś ważnym. Byliśmy przecież rodziną, a rodzina powinna być przy sobie zawsze. Prawda? Sama nie wiedziałam… Jeśli chodzi o mnie to nawet nie wiedziałam jak powinna wyglądać prawdziwa rodzina. Takie widywałam tylko w filmach i u koleżanek. Zawsze chciałam mieć ojca, móc powiedzieć do kogoś „tato”, a nie mogłam. To mnie bolało. Ciało mojego ojca spoczywała na cmentarzu w Grabs. Wiedziałam, że kiedy tylko pojedziemy do Szwajcarii, będę musiała go odwiedzić. Chociaż raz, jeden jedyny raz.
Siedziałam właśnie sama, przyglądając się skokom treningowym. Lubiłam na to patrzeć, a móc widzieć to z bliska… Coś niesamowitego. Zaraz po swoim skoku, podszedł do mnie Simon. Byłam zaskoczona, bo ostatnio oddaliliśmy się od siebie i miałam wrażenie, że był na mnie zły.
- Nie jesteś na mnie zły? – zapytałam, ale widocznie to pytanie zbiło go z tropu, bo spojrzał na mnie pytająco. – Ostatnio praktycznie nie rozmawialiśmy – wzruszyłam ramionami.
- Byłaś zajęta – uniósł brew do góry, a ja wybuchłam śmiechem. Jeden gest i już byłam rozbawiona. Zdecydowanie to w nim uwielbiała. – Jak się trzymasz? Nie denerwujesz się już?
- Dziękuję, że mi przypomniałeś – wywróciłam oczami, ale mimo wszystko się uśmiechnęłam. – Trochę się denerwuję, ale już nie tak bardzo jak wcześniej i, nie tak bardzo, jak później będę. Simon, ja chcę wiedzieć więcej – powiedziałam, ale kiedy spotkałam jego wzrok, dodałam: - O moim ojcu. Wiesz coś jeszcze? Ja… Nadal nie mogę wszystkiego poskładać, a chciałabym chociaż trochę, nim… Pojadę tam – spojrzałam błagalnie na Ammanna, a ten westchnął.
- Wiem niewiele więcej od ciebie, ale raczej te informacje nic nie zmienią – wzruszył ramionami.
- Cokolwiek – zbliżyłam się do niego. – Proszę.
- Siadaj – wskazał na ławkę, gdzie sam usiadł i ściągał z siebie gogle, kask oraz rozpiął kombinezon. Na dworze było bardzo gorąco, nawet nie starałam sobie wyobrazić co skoczkowie musieli czuć w takich momentach. – Był świetny, uwielbiałem go. Czasami przychodził do nas i dawał nam słodycze, a tata wtedy był na niego trochę zły. Miał świetny kontakt z najbliższą rodziną, ta dalsza… Nie uznawała go, wiedzieli w czym siedział i kompletnie się od niego odcięli. Na szczęście nie wszyscy byli tacy.


Gregor

Byłem szczęśliwy, kiedy widziałem jak rozmawiała z Simim. Jak uśmiechała się, była piękna. Nie znosiłem jedynie, gdy widziałem ją rozmawiającą z innymi. Byłem zazdrosny. Dlaczego wolała śmiać się z Lucą, niż ze mną? Co miał on, czego nie miałem ja? Wiedziałem, że nie powinienem, ale nie potrafiłem inaczej. Byłem już przekonany. Wpadłem po uszy, zakochałem się. Nie powinienem, ale… Stało się i już. Wiedziałem, że będzie ciężko, przecież ona była inna. Żadna kobieta na świecie nie była taka jak Aga. Matko, ja naprawdę nie potrafiłem już racjonalnie myśleć. Wiedziałem, że zrobiłbym dla niej wszystko.
Właśnie szedłem w ich stronę po udanym skoku treningowym. Nie widziała, a chciałbym żeby wiedziała, że poszło mi dobrze. Robiłem to dla niej.
- Jak było? – zapytała uśmiechając się do mnie szeroko, nie potrafiłem nie odwzajemnić gestu. – Dobrze? To dobrze – zachichotała.
- Właściwie… Na razie najlepszy skok ze wszystkich – spojrzałem wymownie na Ammanna, a ten powiedział z udawanym oburzeniem, że się z niego naśmiewam. Nie śmiałbym.


Simon

Nawet jakby zostali tylko przyjaciółmi nie byłoby źle. Oboje potrzebowali kogoś, ale nie byłem pewny w jakim sensie. Właściwie nie byłam tam po to, żeby ich pilnować, tylko po to, żeby skakać. Chyba w pewnym momentach i ja zapominałem co tam robiłem.
- Dobra, ja idę obgadać wszystko z Killianem, więc wy tu grzecznie – zaśmiałem się i podszedłem do Peiera. – Oni mnie wykończą – jęknąłem i pogrążyłem się w rozmowie z dwudziestolatkiem. Jak zwykle miał mnóstwo pytań. Zastanawiało mnie dlaczego chciał aż tak bardzo to wszystko wiedzieć… Kątem oka spoglądałem na zakochanych, bo właściwie tak powinienem ich nazywać. Rozmawiali, wciąż szczerząc się do siebie. Gdyba Aga nie była taka uparta, pewnie już można byłoby mówić o nowym związku wśród skoczków. Oboje coś do siebie czuli, nawet idiota zauważyłby to.


Agata

Z Gregorem obok czułam się tak jakby zawsze miało tak być. Zaczynałam przekonywać się, że to co do niego czuję było silne. Nie potrafiłam trzymać się z dala od niego. Chciałam go i łaknęłam jego bliskości. Nawet tych głupich rozmów o skokach lub o Simonie. Kiedy był obok wszystko było takie idealne. Nie myślałam o niczym innym. Tylko liczył się on. Jednak był jeden problem. Byłam święcie przekonana, że on nie odwzajemniał moich uczuć, bo dlaczego miałby? Byłam tylko głupią dziewuchą, która ma nieźle popieprzony życiorys. Nikt normalny nie chciałby mieć cokolwiek związanego ze mną.
- Co się dzieje? – usłyszałam pytanie. Spojrzałam na niego, wyglądał na zmartwionego, ale byłam pewna, że tak nie było. Dlaczego miałby się martwić o mnie? O mnie? – Słuchasz mnie w ogóle?
- Przepraszam – powiedziałam skruszona, a on jedynie pokręcił głową z uśmiechem na ustach. Tych idealnych ustach. – Zamyśliłam się
- Zauważyłem – zbliżył się do mnie, a ja czułam się jakbym przestawała oddychać. – Hej, co jest? – spojrzał na mnie badawczo.
- Nic – odpowiedziałam, ale szybko dodałam: - Sama nie wiem.
- Niedługo będziesz w Szwajcarii – uniósł kąciki ust. – Cieszysz się? Na pewno ci się tam spodoba. Ja osobiście nie znam lepszego miejsca na świecie niż Horw lub Einsiedeln.
- Kraków – powiedziałam z szerokim uśmiechem. – Zakopane, Wisła…
- Zmienisz zdanie już niedługo. Co powiesz na mały spacer po moim Einsiedeln, kiedy już tam będziemy? – znów się uśmiechnął. Matko, była uzależniona od tego. Od razu się zgodziłam.
- Twoim? – uniosłam brew do góry.
- Mieszkam niedaleko. Znam to miejsce najlepiej z wszystkich, a zwłaszcza skocznię.
- No to chyba nie zginę – zaśmiałam się.


Gregor

Nawet nie wiem jakim cudem to pytanie wyszło ze mnie tak gładko. Jasne, że się stresowałam, nie bez powodu dłonie wciąż trzymałem schowane. Cieszyłem się, bo wiedziałem, że jak nie wtedy to nigdy. Musiałem przecież jej powiedzieć, nie mogłem ukrywać tego wiecznie. Eksplodowałbym, gdybym nie powiedział jej o moich uczuciach. Muszę. Mam zamiar kolejne dni przeżyć myśląc tylko w ten sposób. Przecież jest taka cudowna, dogadujemy się świetnie i muszę spróbować.
- Oj, nie zginiesz – nagle ni stąd ni zowąd pojawił się Simi i objął rudowłosą ramieniem i przyciągnął do siebie. Też chciałbym to zrobić, ale nie miałem odwagi nawet spróbować. Bałem się.

_________________________________

Jedyne słowo, które przychodzi mi na myśl to: przepraszam
Jest mi strasznie głupio i przykro. 
Ilekroć narzekałam na rozdział, nie był on tak nudny i słaby jak ten. 
Zastój i cholerna pustka. Nie wiem, naprawdę nie wiem jak i dlaczego. 
Nawet nie marzę o tym, żeby wam się spodobał. Napisany na "odwal się", bo blokada. 
Potrzebuję czegoś co pomogłoby mi w pisaniu Agi, Gregora i Simona.
Jeszcze raz przepraszam. Nie obiecuję, że kolejny będzie lepszy, ale mam taką nadzieję.
 Dziesiątka już będzie, będzie musiała być lepsza. Lepsza, dłuższa.
Także, buziaki Kochane i nie powieście mnie za to.
:*